Brazylia - Wenezuela: E-maile

Image Zapraszamy do przeczytania e-maili od Marty pisanych z morza na trasie Brazylia-Wenezuela.

Sent: Thursday, April 23, 2009 11:44 PM
Subject: Puerto La Cruz


Siedzę teraz w marinie, popijam kawę i sama weszłam na swoją stronę internetową. Odebrałam maile i wysypały się ze skrzynki setki gratulacji i słów entuzjazmu.

Łezka się w oku kręci bo wielu z Was Kochani pisze że codziennie sprawdza pozycje jachtu, codziennie płynie ze mną i kibicuje, a teraz stracili najważniejszy moment poranka bo łódka nie zmienia pozycji, bo maile z oceanu nie nadchodzą. Serdecznie dziękuję, że dzielicie ze mną tę radość bo dzięki Wam jest jej znacznie więcej. Od czasu jak dopłynęłam do mariny to gdzieś z kącików mojej rogatej duszyczki wylazła melancholia, mnie i łódce jest smutno, że nie kiwa, że to tak szybko wszystko poszło, ale pocieszam się, że to nie koniec.

A teraz kilka słów co się działo od Islas Los Testigos, aż do samego Puerto la  Cruz. Należy się Wam informacja, jak ta historia się kończy. Ostatni dzień, nad ranem, pół godziny po wschodzie słońca włączył się wiatr. Pełne żagle poszły w górę, a bryza po godzinie wiała już z siłą 25kn. Płaska woda po dobie flauty, osłonięta dodatkowo wysepkami i świeży ranny wiaterek pozwalały mi cieszyć się ostatnimi milami doskonałej żeglugi. Kanał koło Margarity przepływałam przed południem wciąż mijana przez promy, rybaków, katamarany, kręcący sie w tę i z powrotem okręt wojenny i małe barwne dłubanki. Prędkości 8-9kn więc szybko zainteresowały sie mną delfiny. Towarzyszyły mi przez cały dzień, by zniknąć nieco po zachodzie słońca. Myślę że to te same delfiny co w zeszłym roku witały dwie mantry wracające z regat dookoła świata. Poczekały na mnie. Oprócz robienia zdjęć i mijania statków cały dzień zajęło mi sprzątanie wnętrza. Mycie podłóg układanie w szafkach, czyszczenie zęz i zakamarków. Uff, pod wieczór było gotowe. Teraz jeszcze należy siebie uporządkować, wiec chwyciłam gąbkę i szampon i pocwałowałam na rufę, brać prysznic. Ściemniało się, więc nawet prom pełen turystów nie był mi straszny, siedzę na rufie cała w szamponie, prom tak o mile ode mnie a tu sie woda skończyła. Niespodzianka taka, więc się spłukałam mineralką z butelki. Jak świętować to świętować w końcu.

Dopłynęłam do mariny o około 1900LT. Wcześniej niż planowałam, za sprawą sprzyjającego wiatru i pomocnych delfinów niewątpliwie.

W niebo poleciała flara, potem szybki manewr i cumy rufowe rzucone na keję, gdzie czekali na mnie z szampanem, a dzióbek przymocowałam do bojki.

Ledwo zeszłam na ląd a już wylądowałam w basenie jachtowym i to wszystko przez to szalone Przedszkole. I po co było się kąpać?

Szybkie powitanie,  krótka noc pełna opowieści, a od światu we czwórkę szykowaliśmy jacht na oficjalną uroczystość zakończenia rejsu.

W czwórkę bo przyjechała Magda i dwóch specjalistów od uwieczniania: Kamereon z Poznania z kamerą i aparatem. Mimo, że specjalizują się w robieniu reportaży i zdjęć nie przeszkadzało im to w profesjonalnym szorowaniu dna i burt oraz wynoszenia zbędnych dla powitania elementów pokładowych jak silniczek zaburtowy, Bimini top itp.

Efekt super śliczny, można oglądać filmować i fotografować.

Oficjalne powitanie o 14 we wtorek. Łódeczka czysta przystrojona 25 metrami błękitnej wstążki, na która trochę się napracowałam i gala flagowa. Banderki zostały wyprodukowane na ostatni moment na Ściegiennego przez panią Monikę. Przygotowała banderki na kilka godzin przed ich wylotem z Polski i bardzo się cieszę, bo cały nowy zestaw wyglądał dumnie. Polały się kolejne butle szampana. Tłum składał się z kilku stacji telewizyjnych i licznych dziennikarzy, swoją obecnością wejście do portu uświetnili ambasador RP w Caracas pan Krzysztof Jacek Hinz, gubernator stanu Anzoategui, w którym leży Puerto La Cruz i pani burmistrz Barcelony. Później elegancki obiad w restauracji, która klimatem wnętrza i pysznym jedzeniem nie mogła nie przypaść mi do gustu. Wszystko przygotowane i przemyślane. Serdeczna atmosfera i wiele słów uznania.

Takie uroczystości są ogromnie przyjemne ale później cudownie było wrócić do wnętrza łódki, do domku.

O tym co teraz dzieje się w Puerto la Cruz niedługo Wam napiszę

Serdecznie pozdrawiam z lądu

Martuśia - co opłynęła świat
 

Sent: Monday, April 20, 2009 3:04 AM
Subject: Niedziela


Witam,
Przepływam właśnie na południe od Islas Los Testigos, jakieś 60 mil do
Margarity. Za Margaritą skończy się całoroczne pływanie na zachód i trzeba będzie dla
odmiany popłynąć na południe, ale tylko kawałeczek- do Puerto la Cruz.
Zostało 140 mil, czyli wpłynę około północy do mariny.
Czeka tam na mnie kilka miłych osób. Miło jest płynąć nie na metę tylko na
spotkanie, a i bardzo sympatycznie, że po roku jeszcze nie wszyscy zapomnieli
o moim istnieniu.
Trzeba będzie szybko się witać i cieszyć, bo we wtorek odbywać się będzie
oficjalna uroczystość związana z zakończeniem rejsu wśród fleszów.
Witać mnie ma sam ambasador Polski, który przyjedzie z Caracas.
Obecne będą też regionalne władze, łącznie z gubernatorem prowincji. Myślę,
że to bardzo miło, że takie ważne instytucje interesują się losami małych
dziewczynek na małych jachtach. Tylko w co ja mam się ubrać?!
A jak się płynie ostatnie mile? Powoli. Nie ma wiatru od rana, żar bije z
nieba. Silnik pracuje i przemieszczam się znacznie wolniej niż przez
poprzednie dni. Oblewanie się wiadrami wody nie pomaga, bo jest na prawdę
ogromnie gorrrąco. Większość dnia ukrywałam się pod pokładem, zrobiłam mały
wiatrołap na przednim okienku by mieć choć ciut przewiewu i przetrwać
spiekotę. Przetrwałam :) Teraz pewnie pora na kolejna nie przespaną noc
zygzakując wśród statków oraz zmieniając kurs w zależnie od przypływu czy
odpływu, ufff życzcie mi powodzenia na ostatnich milach.

Marta

 

Sent: Sunday, April 19, 2009 1:58 AM
Subject: sobota


Bardzo dobry dzień tu był.
Ruch jak w godzinach szczytu, wszelkiego typu statki zasuwają w tę i z powrotem. Popołudniu zobaczyłam Tobago, Trynidadu nadal nie widać, całkiem tam ciemno. Na północnym brzegu chyba nikt nie mieszka, na mapie nie ma żadnych dróg zaznaczonych. To chyba wysokie góry, ale w tych chmurach ich wcale nie widzę. Może jutro.
Dochodzi 21 i właśnie wpływam w przesmyk miedzy wyspami. Trynidad świeci tysiącami ciepłych świateł.
W ciągu dnia przez chwile wiatr zaczął słabnąć, ale z pomocą prądu wciąż się ruszałam. Spaliłam sobie plecki, choć sądziłam, że przy tym stopniu opalenia to już niemożliwe. A jednak, możliwe i piecze!
Pod wieczór zrobiłam sobie kakao i chwyciłam paczkę herbatników, usiadłam w kokpicie by podziwiać pomarańczowo różowy zachód słońca. Najwyższa też pora by zwinąć żyłkę, bo już mi się odechciało obiadku. Zaczęłam zwijać i tak w połowie drogi coś zaczęło się ze mną szarpać. JEST RYBA!
Niewielki, ale wojowniczy tuńczyk. Wcale nie łatwo było go ukatrupić, jeszcze się z haczyka zerwał i zaczął skakać po kokpicie. Wszystko chlapane w rybiej krwi, fuj! W końcu został przerobiony na filety. Te sprawnie z soją i pieprzem wylądowały w panierce i prostym kursem na patelnie. Wydawało by się, że to już pora stół nakrywać, a jednak nie. Gaz się skończył. W sumie miał prawo bo ostatnio to na Mauritiusie butle wymieniałam ale dlaczego podczas smażenia ryby??
Cóż, zamiast oglądać śliczny zachód wymieniłam butlę i skończyłam smażyć rybkę. Bardzo smaczna była, bardzo!
I nawet jeszcze MP3 zaczęło działać :)
Marta
 

Sent: Saturday, April 18, 2009 2:32 AM
Subject: piątek


Śliczny dzień, jedzie się jak z górki. 171 mil przez 24h, nieźle prawda?
Jutro wieczorem Trynidad, tłok już się zaczyna, pisząc maile co kilka linijek wychodzę i patrzę gdzie są te trzy statki.
Jeden świeci jak krewetkowiec, luna oślepia i ciężko zgadnąć w którą stronę się przemieszcza, drugi uparcie płynie na moją rufę a trzeci jeszcze daleko więc mnie mniej interesuje.
Telefon częściej dzwoni i więcej maili przychodzi, tylko po tym zaczyna do mnie docierać, że to koniec rejsu. Tutaj spokój i tylko wiatr słychać. Płynie się prawie tak wspaniale jak na Pacyfiku, chłonę słońce na pokładzie i odpoczywam.
Ze złych wiadomości to pierwsza poważna awaria na tym odcinku miała dziś miejsce, MP3 się zepsuło. Raniutko podłączyłam do ładowania i już więcej się do mnie nie odezwało :(
Na pocieszenie upiekłam pizze na patelni, całkiem dobra wyszła, zaskakująco wręcz smaczna.
Było to pierwsze danie obiadowe od jakiegoś czasu, ale przecież niedługo ląd i tam musi być żywność :)
Pozdrawiam serdecznie
Marta
 

Sent: Friday, April 17, 2009 1:17 AM
Subject: Czwartek


Od rana wiatr odpuścił i przeszedł na ENE nareszcie i morze trochę się
wypłaszczyło.
W ostatnich dniach to fale przypominały bardziej te koło Agulhasa a nie na
przedprożu Karaibów.
Daje się całkiem przyjemnie żyć tutaj pod pokładem. Nawet maszynkę zalana
woda usprawniłam i zrobiłam śniadanko - płatki.
Dalszą część dnia spędziłam leniąc się na pokładzie, systematycznie
ochlapywana ciepłymi falami, uzupełniałam opaleniznę.
Czasami przychodziły pasy ciemnych chmur z deszczem, ale żaden we mnie nie
wycelował.
Siedziałam właśnie pod prysznicem, kiedy talia grota się rozsypała. Z
szamponem w oczach myślałam, że szot się przetarł, ale okazało się, że to tylko
mocowanie końca liny do bloczka. Za dobrze się nie pływa z wyluzowanym do
want żaglem i wiatrem 100 stopni z burty, ale szybko złożyłam tą plątaninę w
całość i płynę dalej, wykąpana :)
Woda jest z całą pewnością z prądem, Prądem Gujańskim bodajże, który mi tu
konsekwentnie pomaga.
Przez ostatnią dobę 165 mil przeskoczyłam! To jest coś dla małego okrętu na
2-gim refie.
Pozdrawiam serdecznie.
Marta

 

Sent: Thursday, April 16, 2009 1:15 AM
Subject: Środa


Dziś to te fale przeszły same siebie. Po dwóch dniach wiatru wschodniego znów
odkręciło na północny. Przyszły chmury i od rana wiatr się wzmógł nawet do
30 kn. Fala się koncertowo nałożyła i teraz mnie z pięciu różnych kierunków
uderzają. Zarefowałam się starannie jeszcze zanim zaczęło mój stateczek na boku kłaść.
Taki wiatr to nic złego jak się płynie baksztagiem a nie 70 stopni do wiatru.
Bardzo chlapie. Szczytem wszystkiego było wiadro wody które wdarło się do mojej świeżo
umytej kuchni przez uchylone okienko. W pozostałych oknach natomiast widok
jak przez szybkę  akwarium - wielki błękit.
Niespokojnie jest i na pokładzie to głównie walczę z grawitacją i ostrożnie
obliczam kąt nachylenia przed otworzeniem kranu, gdyż z reguły woda leci w
poziomie. Co chwilę zerkam czy żagle nie odmawiają współpracy, mam głównie
na uwadze mojego amatorsko naprawianego foczka. Przy okazji jednej z kontroli
zobaczyłam statek, którego wykrywacz radarów nie chwycił. Przepłynął w końcu
jakieś 300 metrów ode mnie robiąc jeszcze większą falę, a wykrywacz nawet nie
pisnął. Nie poprawia mi to samopoczucia.
Najpiękniejsze w tej chwiejbie niewiarygodnej są prędkości, przez ostatnie
10 h średnia wychodzi 7 kn!
Pomyśleć, że do dziś za sobą mam jakieś  40 tysięcy mil przepłyniętych a wciąż
robi wrażenia jak łódka się przechyla, albo rozpędzona fala robi
wielkie plassskk! o burtę. Ale przede wszystkim wciąż jest pięknie.
Marta
 

 

Sent: Wednesday, April 15, 2009 1:06 AM
Subject: Wtorek


W nocy mocniej wiało, szkwały do 25 kn więc zarefowałam żagielek. Od 4 wiatr słabł przechodząc    na NE. Później znów grot w górę i dalsze chlapanie z burty strony.
Zachęcona dwoma dniami wiatrów baksztagowych zostawiłam otwarte okienko i do krakersów na blacie kambuzowym najpierw napadał deszcz a potem jeszcze fala nachlapała. Taka rozmoczona papka wyraźnie podobała się robalom, ale całość wyleciała za burtę.
Zostało mycie blatu i szafeczki pod nim. Teraz jest ślicznie, ileż przestrzeni i jakie to białe :)
Próbowałam złapać rybę, ale po zwinięciu wieczorem została połowa żyłki, brak przynęty,
 brak ciężarka, brak haczyka. Dodam ze brak ryby również.
Pochmurno jest i nie widać słonka, wszystko szare co pełną senność powoduje,
nie będę z tym walczyć, jeszcze pośpię :)
600 mil do Trynidadu.
Marta
 

Sent: Tuesday, April 14, 2009 1:23 AM

Subject: Poniedziałek

Dziś mnie nikt z wiaderkiem nie gonił, ale i tak dwa razy falą oberwałam.
Z czego raz pod prysznicem, fala z latającą rybą.
Wiatr się zmienił na E i płynie się szybciej, oraz wygodniej - choć fala się
nałożyła po zmianie kierunku wiatru i dziwnie kiwa.
Zjadłam już wszystkie banany i krakersy. Przy okazji tak sobie przypomniałam,
że od Brazylii nie ugotowałam ani jednego ciepłego posiłku, poza jajkiem.
Jutro coś z tym zrobię :) Albo i nie, bo zostały jabłka i herbatniki.
Cały czas usiłuję rybę złapać, bezskutecznie.
Zostało trochę ponad 1000 mil do zamknięcia pętli dookoła świata.
Marta
 

 

Sent: Monday, April 13, 2009 12:11 AM
Subject: niedziela


Dzień świąteczny po długiej nocy złożonej z pilnowania przepływających statków zaczął się dla odmiany… przepływającymi statkami. Później śniadanie, mojego autorstwa więc nic godnego komentarza.
Kilka telefonów i smsów przez satelitę i się bardzo świątecznie zrobiło mimo, że daleko.
Po południu kontynuowałam wyjadanie nutelli ze słoja i dostałam kolejnego smsa:
"idealne święta świętami, ale weż lepiej sprawdź zawleczki na olinowaniu!
Jesz i jesz a robota leży, tylko byś przed kompem siedziała.
No i ubierz się jakoś przyzwoicie w dzień świąteczny"
Mogę tylko przypuszczać od kogo ;)
Dostałam tez śliczny prezent świąteczny, którego wcale się nie spodziewałam.
Mimo, że nie zapakowany to bardzo mnie ucieszył: wiatr odkręcił 30stopni na E!
Płynie się teraz znaczenie wygodniej i szybciej!
Pomalowałam nawet pisanki - w jachcik, chmurki, tropikalną wyspę i gorące słońce.
Jeszcze raz wszystkiego mokrego!
 Marta

Sent: Sunday, April 12, 2009 12:48 AM
Subject: sobota


Na łódce ciąg dalszy świątecznych porządków, mycie podłóg, zmywanie naczyń których jakoś nie ruszałam od Brazylii, prysznic.
Nie lubię słodyczy więc ich ze sobą nie wożę, jedyna rezerwa bezpieczeństwa to słoik nutelli i dzisiaj już zostało pół słoika :) Mamuś mi w mailu o jakiś mazurkach i babkach pisała, smaku narobiła, no to cóż chociaż namiastka.
Wszystkim, co mają cierpliwość to czytać chciałam przy okazji życzyć przepięknych rodzinnych Świąt Wielkiej Nocy, radosnego wypoczynku oraz zdrowia i sił do realizacji planów. A w lany poniedziałek mam nadzieje, że nie zabraknie Wam słonej wody.
Troszkę mi smutno było, że ja tu sama na wodzie, ale szybko mi przeszło, patrząc jaki tu ruch statków, myślę, że cala masa marynarzy i żeglarzy ma takie same święta jak ja..
Wiatr wciąż koło 20kn NE czasem NEN, staram się odpłynąć jeszcze dalej od brzegu by przy Gujanie nie pływać po płytkim.
Zawrotnych prędkości nie osiągam, ale się przemieszczam :)
Pozdrawiam serdecznie, świątecznie
Marta.
 

Sent: Saturday, April 11, 2009 3:21 AM
Subject: piątek

Na chwile wiatr odpuścił i nawet rozrefowałam żagiel.
Jednak był to błąd i już po 2h z powrotem zarefowany.
Chlapie i wieje, wieje i chlapie.
Do tego pełne zachmurzenie, jednej gwiazdki nie widać.
A raz po raz jeszcze deszcz się przyplącze.
Tak z myślą o świętach umyłam okna i troszkę posprzątałam.
Wypiekać jednak nie będę, nie tylko z braku piekarnika..
Marta


Sent: Friday, April 10, 2009 1:34 AM
Subject: rozkiwało się


od wczoraj wieje równo koło 15kn, po południu już pod 20 z NE, woda mocno się rozkiwała, trzeba pozamykać wszystkie okienka bo bardzo chlapie.
Fala duża i z boku więc wszędzie mokro, nawet się zarefowałam bo mocno rzucało.
Trochę więcej chmur się pojawiło za to zmniejszyła się liczba statków, nareszcie.
Mam paskudne winogrona, a tak się cieszyłam, że w ogóle je mam, maja skórkę jak zelówka i są kwaśne jak dzikie porzeczki. Ale nic to, to najlepsze winogrona jakie mam na pokładzie, trzeba przeżuwać :)
Lampa 3sektorowa przestała święcić, chyba żarówka, ale sprawdzę dopiero przy okazji w porcie.
Na razie próbuję odespać to niezwykle intensywne odpływanie od brzegu.
Marta

Czwartek, wiatr się rozbrykał, przyszły niskie gęste chmury, słonka nie widać i wieje 25kn, to teraz już w ogóle rzuca.
Pływać tak małą łódeczką pod wiatr, pod fale nie jest śmiesznie, ciężko z łóżka nie spaść, a co dopiero przy komputerze siedzieć, woda wszędzie. Zadziwiające, że mój amatorsko pocerowany foczek tak dzielnie to znosi :)
Mam nadzieje, że troszkę się uspokoi jutro, bo to tak nie może być, zimno mokro i deszczowo.
Pozdrawiam serdecznie
Marta
 

Sent: Tuesday, April 07, 2009 5:49 AM
Subject: ruszylam


Ostatni dzien jeszcze bardzo intensywny, pelen przygotowan i biegania.
Polatalm foczka skoro juz w koncu przestalo padac, wyciagnelam reflinke z
bomu, umylam ststek i zatankowalam zbiorniki. Pozegnalam co znalazlam na
keji i po 15 juz podnosilam kotwice.
Mimo ze prognoza nie przewidywala wiatru na najblizsze kilka dni to z pomoca
pradu daje sie zeglowac jakies 3 czasami 4 kn.
Woda przy porcie bardzo plytka i fala taka jakby sztorm byl przynajmniej co
dodatkowo nie ulatwia.
I statki do tego, straszne ilosci tych wielkich, oznakowanych kontenerowcow
a czasem malutkich tratew bez jakichkolwiek swiatel. Jeden z tych duzych
chcial mnie przejechac.
Podplywal z predkoscia nie przekraczajaca 5kn od rufy strony po mojej prawej
burcie. Zrownalismy sie, zachowujac odleglosc nie wieksza niz 400m, zaczal
mnie wyprzedzac i wydawalo sie ze juz mam go z glowy. Ale nie, statek
zatrabil dwukrotnie i tak jak powiedzial- zrobil= zmienil kurs w lewo.
Jedyny problem polega na tym ze po lewej bylam ja i to nie daleko.
Expresowa wolta za jego rufe i dalej swoim kursem ale tak sobie mysle ze nie
ladnie z jego strony.
Mialam ochote mu cos powiedziec o wyprzedzaniu i to jeszcze uprzywilejowanej
jednostki nie tylko ze na zaglu to jeszcze kobieta na pokladzie, ale zajeta
na pokladzie bylam.
Teraz kolejne wyzwanie, platformy z ropa naftowa. Maja ogromne obszary przez
ktore nie mozna plywac wyznaczone wiec musze zygzakowac, omijac, kurs
zmieniac i to jeszcze pod wiatr dziobac.
Zmeczona troszke,
Marta

dzien2
wczoraj sie nie chcialy maile wyslac, dzis ze zmiennym szczesciem albo
silnikuje albo motoruje
dla odmiany rozrusznik znow chcial mi troche problemow przysporzyc ale przy
pierwszym podejsciu klepania mlotkiem ruszyl
woda glebsza juz ponad 1000m i fala przyzwoita, oceaniczna w koncu.
plyne sobie na polnocny zachod, powoli, wiatr z prawej burty, cieply i
rowny.
Ksiezyc niedlugo bedzie w pelni, pojedyncze chmurki zaslaniaja gwiazdki.
Bardzo spiaca po wczorajszej strefie przybrzeznej a dzis nadal plywaja
statki dookola.
Milego wieczorku
Marta

 

Sent: Saturday, April 04, 2009 6:42 PM
Subject: Fortaleza

Witam z lšdu już.
Zaparkowałam dokładnie  po 32 dniach od wyj cia z Hout Bay, czyli
odliczajšc 2 doby postoju na St. Helenie mamy 30 dni przez Atlantyk.
Bioršc pod uwagę słaby wiatr i zmienne warunki nie najgorzej.
Wej cie do mariny zagracone jest licznymi wrakami, cała zatoka w tej
czę ci miasta jest płytka poniżej 10 m. Ominęłam wszystko i o 17 UTC już w
marinie manewrowałam. A było co robić, bo boczny wiaterek - a tu trzeba
kotwice rzucić i cofajšc się wpasować się między inne jachty. Nie było
żywego ducha w marinie, za to go cie hotelowi się w oknach poustawiali i
się przyglšdali jak biegam od manetki do łańcucha, z dziobu na rufę i z
powrotem. Bez problemów zajęłam z góry upatrzonš pozycję i stwierdziłam,
że pora położyć się na chwilę po tych 2 ostatnich dniach.
Wkrótce przyszedł menager mariny przywitał mnie serdecznie, ostrzegł, że
wcale tu nie jest bezpiecznie, dał mapę z zaznaczonš trasš maratonu,
odpraw celnych i udzielił niezbędnych informacji. Wieczorkiem przyszli
zapukać znajomi, których już wcze niej w jakim  porciku spotkałam, nie
pamiętam jakim, ale przynajmniej było towarzystwo, by wieczorkiem
posiedzieć, pój ć na basen. Tak, tak ja tu mam basen cieplutki zaraz przy
kei, bo porcik jest czę ciš hotelu, który na szyldzie ma 5 gwiazdek, ale
nie mam pojęcia dlaczego...
To takie Brazylijskie gwiazdki chyba sš, bo np. napoje w plastikowych
kubeczkach sš a bar i restauracje zamykajš około 20 :)
Odsapnęłam trochę i rano zaczęłam walczyć z papierami, odprawa to droga
przez mękę. 5 różnych punktów, pierwszy komisariat policji i pieczštki na
wjazd i wyjazd z kraju. Stoję 3 dni więc mogę to przynajmniej za jedna
drogš załatwić. Panowie policjanci wła nie dostali dużo nowego sprzętu i
skanujš i wprowadzajš do systemu paszporty przyjezdnych ludzi. Tylko
pojawia się problem- jak?! Po niespełna godzinie już byłam w kapitanacie
portu załatwiajšc potwierdzenie, że jestem zdrowa?!  Z tymi dwoma
niezbędnymi dowodami celna odprawa i znów deklarowanie, że nie mam ładunku
ani materiałów wybuchowych ani nawet narkotyków. Dostałam kolejnš
karteczkę, jak milo  Teraz marynarka wojenna i tutaj były formularze po
angielsku :) znacznie to pomogło, bo mój portugalski jest ograniczony.
Formularze były wyłożone na ladzie, ale nikogo za ladš. Jedli akurat i
fakt, że pukałam w szybkę do ć energicznie chyba ich nie cieszył. Jak już
przyszli to byli umiarkowanie sympatyczni  Ale i przez to przebrnęłam i
została wieża kontrolna i już. cztery i pół godziny, całe miasto objechane
i gotowe.
Teraz szukanie diesla i oleju do silnika, udało się i już jestem
zatankowana i mam nowy filtr oleju i złociutki  wieży olej w silniku.
Silnik się cieszy, ja też. Zostały zakupy i szycie żagla, ale ulewy które
przetaczajš się raz lub dwa razy dziennie mnie nie mobilizujš.

Pozdrawiam serdecznie
Marta



Sent: Thursday, April 02, 2009 11:34 PM
Subject: Dopłynęłam


O 17:05 UTC  zaparkowałam się  w marinie.
Atlantyk przepłynięty.
Napiszę jutro.
Pozdrawiam serdecznie
Marta


Sent: Wednesday, April 01, 2009 11:41 PM
Subject:  Środa


Dzisiaj pierwszy kwietnia, a ja nawet nie mogę nikomu głupich żartów porobić.
Za to ryby mi zrobiły żarcik. Stwierdziłam, że płytsza woda, blisko lšdu
to już na 100% muszš być ryby.
Co więcej widziałam kilka tuńczyków czy innych srebrzystych stworów
wyskakujšcych z wody, ale nic się nie złapało. Na obiad była zupka chińska
a po obiadku już wycišgnęłam haczyk z wody. Co się okazało, cała przynęta
obgryziona, objedzona bardzo starannie, a haczyk nie ruszony Przypuszczam,
że ryba co zjadła mojš plastikowš meduzę  otruła się, nie mogła chociaż
obiadem zostać? Jeszcze jutro będę próbować a jak się nie złapie nic to
będzie dowód, że w Atlantyku nie ma ryb.
Z pogodš  nie najlepiej, bo upalnie jest a wiatru tak od 5 do 9 kn, na
szczę cie jest trochę pršdu, więc nawet jak nie silnikuję to przemieszczam
się do celu.
Muszę utrzymać prędko ć ponad 5.5 kn, bo inaczej będę wpływać do Fortalezy
w nocy a tego nie chcę za bardzo, bo tam dużo wraków w zatoce leży i nie
majš żadnych bojek
Plecki mnie piekš, bo siedziałam pół dnia z ksišżeczkš na rufie i moczyłam
nogi, jak było za ciepło to wiadro wody na głowę, jak wyschłam to
następne. Ta woda tak sobie chłodzi, bo ma 30 st, ale przynajmniej jest
mokra
Dobrej nocy.


Sent: Wednesday, April 01, 2009 12:17 AM
Subject: Wtorek


Przez całš noc i poranek prze ladowały mnie deszczowe chmury z silnymi
szkwałami, a zaraz potem jak sobie poszły to flauta. Popołudnie natomiast
zrobiło się już ładniejsze, płynęło się dobrze, choć nie za szybko. Teraz
wieczorkiem znów zdechło i silnikuję. Oglšdam sobie film na komputerze, bo
co chwila jakie  statki się kręcš, więc o spaniu nie ma za bardzo mowy.
Za dwie doby powinnam cumować i napisałam już do mariny czy znajdš małe
miejsce dla małej łódeczki. Mam nadzieję, że tak.
Ta zatoczka na podej ciu to najeżona wrakami, co za ludzie, że tego ani
nie usunš, ani nawet bojek nie postawiš. Przeszkadza mi to tym bardziej,
że z moich obliczeń wychodzi, że ja tam będę w nocy wpływać. Cóż zobaczymy
jak będzie.
Pozdrawiam serdecznie
Marta



Sent: Tuesday, March 31, 2009 12:00 AM
Subject: Poniedziałek


Wczoraj z domku do mnie dzwonili, bo dawno mnie słychać nie było. Żaliłam
się, że ryby nie mogę złapać na co mój zaradny brat stwierdził, że robaka
muszę sobie wykopać. Popatrzyłam na mapę a tam 5580 metrów głęboko ci,
słabo z tym wykopywaniem i pewnie równie kiepsko z robakami na dnie. Potem
doszłam do wniosku, że może pora zrobić użytek z tych dorodnych karaluchów
które po jachcie buszujš :)  (nie, jeszcze nie zwariowałam!)
W nocy po kilku kolejnych szkwałach deszczowych,  cianach wody i zmiennych
kierunkach wiatru po 02:00 przestało całkiem wiać. Morze rozbujane a
powietrze ani drgnie i tak silnikowanie do rana. Wraz z włšcznikiem słońca
kto  przycisnšł włšcznik pasatu i już dobrze się płynie, równo, nie za
szybko, spokojnie i w dobrš stronę. Jakie  400 mil zostało do portu i
dobrze, bo już wszystkie pomarańczki i jogurty co na  w. Helenie
upolowałam zostały pożarte. Jest jeszcze jeden kulinarny problem - Tabasco
się skończyło! Jest to o tyle  le, że przy moich koszmarnych problemach z
szykowaniem jedzenia, niezależnie jakš berbeluchę ugotuję, przyprawiona
tabasco daje się przełknšć. Dlatego spożycie ciolopinos jest wysokie... Co
teraz? Może chrupkie pieczywo z dżemem?
Marta



Sent: Sunday, March 29, 2009 11:20 PM
Subject: Niedziela


Dzień zaczšł się deszczem i brakiem wiatru, pó niej kilka szkwałów z
kierunków różnych jednak nie dłuższych niż pół godziny. Do tego duchota
ogromna i niezno na wilgotno ć powietrza, niskie ciemne chmury i morze
granatowe i gęste jak olej. Co jaki  czas przychodzi większa chmura i robi
szybki sztorm taki po 20 min i idzie dalej. Raz po raz odwiedzały mnie
jeszcze nawałnice deszczu, ale tak intensywne, że na 2 metry nie było nic
widać. Jedyne co z tego nieba jeszcze nie padało -  to grad!
Widziałam kilka razy tęcze a raz nawet podwójnš!
W ród tych wszystkich uroków i cišgłym zmienianiu żagli od bagsztagu do
bajdewindu i z powrotem na przeciwnym halsie jedno jest istotne -
przemieszczam się!
W kwestii modemu my lę, że jest to przypadek podobny do rozrusznika. takie
awarie biorš sie nie z przyczyn technicznych tylko z zaniedbania.
Urzšdzenie takie czuje się niekochane i chce koniecznie pokazać jakie jest
ważne i jak bardzo złe jest życie bez niego. Zatem nie wiedzšc jak na
siebie zwrócić uwagę, psuje się. Ja oczywi cie biorę wtedy  rubokręty i
klucze i rozkładam na czę ci. Nie żebym miała pojęcie do czego sš te
wszystkie oporniki, procesory, diody i zwojnice na płytce modemu, ale
czyszczę i oglšdam jš cierpliwie, wówczas urzšdzenie czuje sie pogłaskane
i zadbane i zaczyna działać.
I jak tu powiedzieć, że łódki to nie kobiety?

Marta

Sent: Saturday, March 28, 2009 7:43 AM
Subject: SMS


Modem ma awarię. Nie wykrywa go komputer. Próbowałam 2 różne kable  i  2
różne  laptopy  i to samo. Szkwali  i  leje tutaj. Pozdr.